Jakiś czas temu zrobiłam sobie kilka pieczątek z pianki i tak mi się spodobały, że mam ochotę na więcej :) Nie do końca jeszcze wiem co też będę nimi pieczętować, nie mniej jednak ich wykonanie jest tak proste, a możliwe wzory mnożą się jak króliki na wiosnę, ale już mam pomysł na co najmniej tysiąc :)
Zapieczątkowani Karolina i Franek :)
sobota, 31 stycznia 2015
wtorek, 20 stycznia 2015
Tutu
Uszyłam dziś pierwsze w życiu tutu, a raczej moją jego wersję. Sporo
było ręcznego szycia ale dla tego efektu stwierdzam że było warto się
pomeczyć, bo te spódniczki z tiulu wiązanego na gumce nie do końca
przypadły mi do gustu. Natomiast Zosine tutu mnie zachwyca i juz planuje
uszyć sobie podobne. W wersji dla dorosłych oczywiście. We wrześniu
mamy wesele więc myśle ze będzie jak znalazł
A jak Wy oceniacie efekty mojej pracy?
Ponieważ mam syna, a nie córkę zdjęcia musiała zrobić na płasko, szkoda bo na małej modelce wyglądałaby znacznie lepiej. Ale może uda się cyknąć jakąś fotkę podczas przymiarki :)
Karolina
A jak Wy oceniacie efekty mojej pracy?
Ponieważ mam syna, a nie córkę zdjęcia musiała zrobić na płasko, szkoda bo na małej modelce wyglądałaby znacznie lepiej. Ale może uda się cyknąć jakąś fotkę podczas przymiarki :)
Karolina
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Zima...
tylko w kalendarzu, za oknami jesień, a na kuchennym stole pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny :)
Wracam (chyba) a w każdym razie mam taką nadzieję, że uda mi się pozbyć lenia, poprawić to i owo by ten blog wreszcie mnie zadowolił, nie chcę już więcej bylejakości więc pora wziąć się w karby i zacząć działać.
Czuję, że tym razem się uda :)
Trzymajcie kciuki (jeśli ktoś tu jeszcze zagląda :)
Ściskam Karolina
Wracam (chyba) a w każdym razie mam taką nadzieję, że uda mi się pozbyć lenia, poprawić to i owo by ten blog wreszcie mnie zadowolił, nie chcę już więcej bylejakości więc pora wziąć się w karby i zacząć działać.
Czuję, że tym razem się uda :)
Trzymajcie kciuki (jeśli ktoś tu jeszcze zagląda :)
Ściskam Karolina
środa, 17 grudnia 2014
Nie po drodze
...mi tutaj, choć na Wasze blogi zaglądam codziennie. Podziwiam Wasze piękne świąteczne dekoracje, degustuje potrawy, zachwycam się Waszą kreatywnością. I wcale nie jest tak że ja nic nie robię mi tylko brakuje czasu, a co raz częściej i chęci by to udokumentować, cyknąć fajne zdjęcia, czy napisać coś mądrego (szczególnie to ostatnie jest mocno problematyczne).
Manufaktura prezentów pracuje pełna parą bo mimo że zaczęłam w listopadzie to połowa prezentów nadal czeka na dokończenie. Przydałaby się dodatkowa para rąk, albo dwie :) Ale nie ma i trzeba wziąć się w garść, spiąć poślady i zasuwać z prezentami, bo czasu do Wigilii co raz mniej. W część prezentów już gotowa, a nawet dwa prezenty już wręczone :) Ale jak się okazało ciocia (ja znaczy się) zrobiła brakoróbstwo bo jest Pani Kot, a brakuje Pana Kota i po świętach koniecznie trzeba będzie naprawić błąd :)
Przesyłamy Świąteczne uściski Karolina i Franek
Manufaktura prezentów pracuje pełna parą bo mimo że zaczęłam w listopadzie to połowa prezentów nadal czeka na dokończenie. Przydałaby się dodatkowa para rąk, albo dwie :) Ale nie ma i trzeba wziąć się w garść, spiąć poślady i zasuwać z prezentami, bo czasu do Wigilii co raz mniej. W część prezentów już gotowa, a nawet dwa prezenty już wręczone :) Ale jak się okazało ciocia (ja znaczy się) zrobiła brakoróbstwo bo jest Pani Kot, a brakuje Pana Kota i po świętach koniecznie trzeba będzie naprawić błąd :)
Przesyłamy Świąteczne uściski Karolina i Franek
piątek, 24 października 2014
Spacer
Zero mobilizacji i tyleż samo motywacji do działania. Innymi słowy kompletna stagnacja. Codziennie tylko kaszki, zupki, kupki i tak w kółko. Nie wiem jakim cudem inne mamy maja czas i pomysły na inne działanie niż okołodzieciowe. Ja może pomysły i mam, ale za to czasu i motywacji kompletnie brak. No niech będzie że wieczorami robię sweter na drutach, chociaż w tym tempie nie skończę przed Wielkanocą! Tylko jak mam robić cokolwiek z małym glonojadem pchajacym się na ręce albo wiszącym przy nodze!?
Chwili względnego spokoju mogę zaznać jedynie na spacerze. Wiem ze za parę lat będę tęsknić za tym czasem gdy Franek był malutki, ale chwilowo mam dość. Padam na twarz, nie czuję się sobą tylko jakąś kosmitką. Każdy dzień jest taki sam i na przemian to ciągnie się w nieskończoność, to umyka jak mrugnięcie okiem.
Kocham mojego syna nad życie, ale jakby tak ktoś dał mi choć pół dnia wolnego, proszę.
Chwili względnego spokoju mogę zaznać jedynie na spacerze. Wiem ze za parę lat będę tęsknić za tym czasem gdy Franek był malutki, ale chwilowo mam dość. Padam na twarz, nie czuję się sobą tylko jakąś kosmitką. Każdy dzień jest taki sam i na przemian to ciągnie się w nieskończoność, to umyka jak mrugnięcie okiem.
Kocham mojego syna nad życie, ale jakby tak ktoś dał mi choć pół dnia wolnego, proszę.
Ściskamy Karolina i Franek
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Piekielna kuchnia Gordona Ramsaya...
w porównaniu z naszą kuchnią w porze jedzenia kaszy przez Franka, przestaje być taka piekielna. Wierzcie mi na słowo. Nie mam dodatkowych kończyn by uwiecznić tę chwilę, a po jedzeniu muszę natychmiast usuwać ślady naszej nierównej walki bo po pięciu minutach przysychają na amen. Jest piekielnie! Choć żeby oddać sprawiedliwość mojemu synowi, muszę dodać, że nie zawsze :)
Dziś nasza kuchnia przypominała pole bitwy i to ja byłam tą przegraną stroną. Buzia Franka spokojnie mogłaby zastąpić wyrzutnię pocisków ziemia-powietrze, załadowana kaszką jest naprawdę groźna. Jak dla mnie uchylanie się (daremne) przed gradem kaszkowych pocisków powinno zostać włączone do planu szkolenia komandosów. Spróbujcie później przejść po podłodze pełnej lepkich kaszkowych kałuż! - pole minowe to przy tym pikuś. A nie uwierzycie jak buduje biceps walka o łyżeczkę czy miskę z kaszą, godzina podnoszenia ciężarów na siłowni nie da takiego efektu! Natomiast samo trafienie łyżeczką do buzi, to prawdziwy sprawdzian celności zdecydowanie lepszy niż zajęcia na strzelnicy. Tak się zastanawiam czy nie zgłosić się do Ministerstwa Obrony Narodowej z propozycją udostępnienia mojego syna do szkolenia elitarnych oddziałów komandosów. Taka ze mnie patriotka, że nawet nic bym za to nie policzyła, ba nawet kuchnie po bitwie bym sama posprzątała :) Myślicie, że będą chętni, bo już wymiękam .
Dziś nasza kuchnia przypominała pole bitwy i to ja byłam tą przegraną stroną. Buzia Franka spokojnie mogłaby zastąpić wyrzutnię pocisków ziemia-powietrze, załadowana kaszką jest naprawdę groźna. Jak dla mnie uchylanie się (daremne) przed gradem kaszkowych pocisków powinno zostać włączone do planu szkolenia komandosów. Spróbujcie później przejść po podłodze pełnej lepkich kaszkowych kałuż! - pole minowe to przy tym pikuś. A nie uwierzycie jak buduje biceps walka o łyżeczkę czy miskę z kaszą, godzina podnoszenia ciężarów na siłowni nie da takiego efektu! Natomiast samo trafienie łyżeczką do buzi, to prawdziwy sprawdzian celności zdecydowanie lepszy niż zajęcia na strzelnicy. Tak się zastanawiam czy nie zgłosić się do Ministerstwa Obrony Narodowej z propozycją udostępnienia mojego syna do szkolenia elitarnych oddziałów komandosów. Taka ze mnie patriotka, że nawet nic bym za to nie policzyła, ba nawet kuchnie po bitwie bym sama posprzątała :) Myślicie, że będą chętni, bo już wymiękam .
poniedziałek, 28 lipca 2014
Nadeszła wiekopomna chwila...
...mojemu synkowi wyszedł pierwszy ząbek :) Na razie to zaledwie okruszek, ale już blady strach padł na matkę - jak to teraz będzie z karmieniem?! No cóż pożyjemy, zobaczymy.
A póki co upał daje nam się we znaki, blok rozgrzany do czerwoności i tylko możemy sobie pomarzyć o ucieczce do babcinego domku, ale damy radę (chyba). Kilka dni temu zakupiliśmy chustę, ale chyba Franek jest już za duży (siedem miesięcy), żeby go dopiero przyzwyczajać do noszenia w chuście, bo jakoś nie wzbudza jego zachwytu. U mnie wprost przeciwnie. Bardzo żałuję, że kiedy Mo pisała, z milion razy, o zaletach noszenia w chuście mój mózg chyba nie działał (zaskoczył dopiero ze dwa tygodnie temu). Ale obiecuję sobie, ze przy drugim dziecku wystartujemy z chustowaniem od samego początku :) bo mój kręgosłup już ledwo zipie.
pozdrawiamy gorąco - omotani, a raczej zamotani Karolina i Franek :)
A póki co upał daje nam się we znaki, blok rozgrzany do czerwoności i tylko możemy sobie pomarzyć o ucieczce do babcinego domku, ale damy radę (chyba). Kilka dni temu zakupiliśmy chustę, ale chyba Franek jest już za duży (siedem miesięcy), żeby go dopiero przyzwyczajać do noszenia w chuście, bo jakoś nie wzbudza jego zachwytu. U mnie wprost przeciwnie. Bardzo żałuję, że kiedy Mo pisała, z milion razy, o zaletach noszenia w chuście mój mózg chyba nie działał (zaskoczył dopiero ze dwa tygodnie temu). Ale obiecuję sobie, ze przy drugim dziecku wystartujemy z chustowaniem od samego początku :) bo mój kręgosłup już ledwo zipie.
pozdrawiamy gorąco - omotani, a raczej zamotani Karolina i Franek :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)